Skip to main content

Dotarcie tutaj, praca tutaj: doświadczenie emigranta w korporacyjnej Ameryce

The CIA, Drug Trafficking and American Politics: The Political Economy of War (Może 2024)

The CIA, Drug Trafficking and American Politics: The Political Economy of War (Może 2024)
Anonim

Siedziałem w jednej z tych fluorescencyjnych korporacyjnych stołów, podsłuchując kobiety przy następnym stole obiadowym. Jeden był na wakacjach w Tajlandii. Drugi wrócił z wycieczki po Wietnamie.

„Tam nie było nic, aby dwa pokolenia rodziny wpychały się do domu nie większego niż mój salon” - powiedział podróżnik z Wietnamu. „Sprawia, że ​​doceniasz to, co mamy tutaj, w Ameryce”.

Prawdopodobnie nigdy nie zobaczę salonu tej Amerykanki. Ale jestem gotów się założyć, że jest większy - i na pewno bardziej odporny na warunki pogodowe - niż mój dom z dzieciństwa w Irlandii. A jeśli chodzi o tę wielopokoleniową istotę? Tak, udało nam się wcisnąć dwoje rodziców, pięcioro dzieci, dwoje dziadków i psa rodzinnego do domu na dachu ze strzechą z trzema malutkimi sypialniami.

Ale siedząc w tej klimatyzowanej stołówce, przerwałam moim sąsiadom na lunch, żeby powiedzieć: „Łał! Czekać. Nie masz pojęcia, jak to naprawdę jest. Nie masz pojęcia o tym, czego nauczyłem się od moich dziadków, lub że bieda i egzotyka kulturowa są czymś więcej niż sumą naszych nonszalancji tego, czego nie posiadamy?

Nie. Po prostu przeżuwałam sałatkę. Dziesięć minut wcześniej zamówiłem i zapłaciłem za tę sałatkę w moim najlepszym amerykańskim patoszu za granicą.

Obecnie (od tego czasu zmieniłem pracę) pracuję jako dyrektor ds. Komunikacji organizacji non-profit. W moim biurze, wśród moich kolegów, nie mówię nic o moich wiejskich, trudnych początkach. Podobnie nie stoję w biurowej kserokopiarce, grzebiąc w języku gaelickim, podobnie jak nie chwalę się tym, jak kiedyś projektowałem i robiłem na drutach swetry rybackie. Nigdy nie zobaczysz, jak podciągam krzesło do sali konferencyjnej, aby powtórzyć jedną z historii pożegnalnego dziadka, jak ten o tym, jak jako mały chłopiec jego matka (moja prababka) zabrała go do miasta, w którym widziałem ogromny statek siedzący w drodze do portu. Jego matka powiedziała, że ​​statek zatrzymał się między Anglią a Ameryką. Nazywał się Titanic.

Więc jako emigrant w Ameryce, czy jestem w stanie ciągłego tego, co moja zmarła matka nazywała „umieszczaniem psów w oknach” (czyli udawaniem lub próbowaniem bycia kimś, kim nie jestem)?

Nie i tak.

W moim prywatnym, niepracującym życiu, wśród moich amerykańskich przyjaciół wszystko jest uczciwe. Właściwie to często pytam ich o dzieciństwo. Ale w miejscu pracy z przyjemnością „zaliczam” jako Amerykanin.

Miałem 24 lata, kiedy wylądowałem z Irlandii na lotnisku JFK. Było mroźne grudniowe popołudnie. Miałem przeciążony plecak i pożyczone 200 USD oraz zestaw wskazówek, jak i gdzie złapać autobus Trailways.

We wczesnych latach amerykańskich pracowałem jako kelnerka w irlandzko-amerykańskim pubie w jazzowym miasteczku uniwersyteckim. To były huśtające się lata 80., a życie w restauracji Cash 'n' carry było oszałamiającym szokiem kulturowym. Ponadto w każdym kraju lub kulturze stoliki oczekiwania są safari ludzkich zachowań: dobrych, złych i wręcz dziwnych (szczególnie po północy).

W tym irlandzko-amerykańskim pubie po raz pierwszy w życiu musiałem zostać - no cóż, Irlandczykiem. Odkryłem ten „całkowicie irlandzki” posiłek zwany peklowaną wołowiną (fuj) i kapustą. Moi klienci w barze zamówili ten „irlandzki” napój piwny o nazwie Black and Tan. Nawiasem mówiąc, gdybyś kiedykolwiek zaoferował memu miłośnikowi historii jedzenie lub napój o tym imieniu, śmiałby się na twoją twarz lub splunąłby u twoich stóp. („Czarni i opaleni” to zespół tymczasowych brytyjskich konstabli wysłanych do walki z IRA podczas Irlandzkiej Wojny o Niepodległość. W większości składający się z weterynarzy z I wojny światowej, „opaleni” byli znani z ataków cywilnych.)

W pierwszym tygodniu pracy dowiedziałem się, że sposób, w jaki mówiłem, nazywał się „akcentem”. A mój „akcent” przyniósł szereg pytań: Och, co cię tu sprowadziło? Nie tęsknisz za rodziną? Czy wszystkie irlandzkie pisklęta nie mają na imię „Colleen”?

Oczywiście byłem wdzięczny za tę pracę i tę amerykańską szansę na ponowne odkrycie swojego dotychczasowego życia jako nauczyciela szkoły parafialnej w wiejskiej irlandzkiej wiosce. Tak więc, krok po kroku, zacząłem zakładać tę zapakowaną, przybrzeżną markę irlandzkości.

Trzy lata po dniu przyjazdu rzuciłem koncert w pubie, aby rozpocząć wieczorny program dla absolwentów szkół wyższych i zająć się szeregiem codziennych zadań, większość z nich w biurach. Nie jestem dumny z tego przyznania, ale kiedy przeprowadziłem wywiad i rozpocząłem każdą nową pracę, nie byłem ponad ułożeniem akcentu i uroku Maureen O'Hara.

To, czego jeszcze nie wiedziałem, to: granie w zestaw hollywoodzkich stereotypów, w zestawienie kulturowych założeń to „stawianie psów w oknach”. Co gorsza, uszczupla to nasze poczucie własnej wartości i samooceny .

Skończyłem ten dyplom i znalazłem lepiej płatną pracę, w tym mój pierwszy koncert pisania i komunikacji biznesowej.

Na jednym stanowisku musiałem przedstawiać krótki, miesięczny przegląd polityk dotyczących informacji publicznych w organizacji w ramach orientacji na nowych pracowników. Jako były nauczyciel przygotowywał treści i przedstawiał krótką, żywą prezentację. Więc założyłem, że moje oceny uczestników będą się świecić.

Byli.

Potem przewinęłam w dół do tych dodatkowych narracyjnych komentarzy: „Podobał mi się akcent kobiety komunikacyjnej.” „Uwielbiam ten akcent!” „Jest naprawdę urocza!”

Łyk. Co z moimi starannie przygotowanymi treściami?

Poza pracą budowałem też karierę jako twórczy pisarz. Moje publikacje i opowiadania trafiły do ​​mnie w niektórych panelach dyskusyjnych i prezentacjach publicznych.

Niejednokrotnie członek publiczności podchodził do podium i mówił: „Heck, z tym akcentem, możesz stać i czytać książkę telefoniczną, a ja siedzieć tutaj i słuchać”.

Ale o to chodzi: nie chciałem czytać książek telefonicznych. Nie chciałem przepływać oceanu i podróżować po całym nowym kraju, aby osiągnąć „urocze”.

Potem przyszła nasza recesja XXI wieku. A wraz z nim pojawiło się o wiele mniej miejsca, znacznie węższa tolerancja dla blather lub puchu. W 2008 r. W Ameryce, gdzie bezrobocie wynosi 8–10%, w Ameryce, w której zarówno branża komunikacyjna, jak i wydawnicza zmieniały się i spadały szybciej niż NASDAQ, potrzeba było naprawdę trudnych umiejętności, aby zdobyć nową pracę. A w stale zmieniającym się i zmniejszonym miejscu pracy utrzymanie tego stanowiska oznacza przeszkolenie, gotowość i gotowość do produkcji towarów.

Uważam to za zachwycające. Uważam to za naprawdę uwalniające. Bez kulturowych rozrywek jestem po prostu kolejną kobietą w średnim wieku, posiadającą bazę umiejętności, która jest stale kwestionowana i aktualizowana. Jestem kobietą cenioną za to, co wiem i co mogę zrobić, a nie to, skąd pochodzę.

Jednak od tamtego dnia w stołówce wyobrażałem sobie, że zwracam się do tych kobiet i czerpię z nich wystarczającą ilość trudnych opowieści z dzieciństwa, aby oderwać je od kanapek. Na przykład, jak pamiętam sięganie po rodzinną miskę cukru, aby osłodzić moją poranną owsiankę, tylko po to, by odkryć, że myszy (ponownie) zdecydowały się na umieszczenie w niej swoich… hm… dodatków do żywności. Lub w jaki sposób, bez instalacji wodno-kanalizacyjnej i centralnego ogrzewania, dziecko potrzebuje zarówno umiejętności, jak i wytrzymałości, aby zaczepić się w sobotnią noc. Albo jak irytujące było dokończenie wszystkich zadań domowych z trzeciej klasy tylko po to, by wstać rano i znaleźć (ponownie) poplamione brązowym deszczem przeciekającym przez dach strzechy.

Nie byliśmy biedną rodziną. Dzięki podwójnemu życiu mojego ojca jako kierowcy ciężarówki w dni powszednie i rolnika w weekendy, tak naprawdę mieliśmy się dobrze - przynajmniej do lat 70-tych XX wieku na wiejskich obszarach Irlandii, a przynajmniej z tego, jak postrzegaliśmy siebie lub, w rzeczy samej, miejsce w rankingu społecznym naszej wioski ekonomiczna piramida. Na podstawie tego, co omówiłem przy stole podczas lunchu, nasza konfiguracja prawdopodobnie nie pasowała do tego, jak dorastały te kobiety, ale w naszej wiejskiej szkole podstawowej większość moich kolegów z klasy mieszkała u dziadków. Szczęściarze wśród nas mieli parę dobrych butów na niedzielę oraz ciepły płaszcz zimowy. Jeśli kiedyś był to płaszcz siostry lub kuzyna, jaka to różnica?

Ale w tej wyimaginowanej mowie na lunchu słowniczek staje się dłuższy niż rzeczywista treść. Jest więcej przypisów kulturowych, więcej zagubionych w tłumaczeniu, niż ktokolwiek z nas miałby czasu.

Poza tym, od naszych firmowych zasad ubioru po naszą strzelistą, bzyczącą gadkę, dzisiejsze miejsca pracy rodzą pewną homogenizację. Zakładamy, że większość lub wszyscy oglądaliśmy po szkole telewizor i korzystaliśmy z kuchenki mikrofalowej na półce kuchennej i poszliśmy do amerykańskich szkół wyższych, gdzie tata dostarczył nas do nowicjatu, a mama wyposażyła nasz pokój wieloosobowy z małą lodówką.

Są tacy z nas, którzy tego nie zrobili. Są tacy z nas, którzy wstają rano i stoją pod prysznicem, śpiewając obcojęzyczną piosenkę. Wracamy wieczorem do domu, aby marzyć w innym języku. Ale w naszych fluorescencyjnych miejscach pracy z białymi ścianami porzucamy to wszystko w holu na dole. Czemu? Ponieważ, jak nauczyłem się na własnej skórze, dysonans społeczno-gospodarczy i dziwactwa kulturowe mogą przyćmić to, co naprawdę istnieje, co naprawdę możemy zrobić.

Mogę ulepszyć Amerykę. Tam. Już od ponad 20 lat pragnę po prostu wyjść i to powiedzieć. Na swój mały sposób, w moim twórczym i zawodowym życiu, wierzę, że mogę być cicho mówionym (ha!), Ale upartym głosem dla lepszej opieki zdrowotnej, lepszej edukacji i bardziej sprawiedliwych polityk publicznych - rodzajów polityk, które pozwalają dzieciom chodzić do w nocy z pełnymi brzuchami i idź rano do szkoły bez kuloodpornego plecaka.

Ale powiedz mi: jak kobieta może ulepszyć kraj, jak może pisać lub walczyć o wszystko - w każdym razie o coś wartościowego - jeśli ludzie wokół niej uważają ją za „uroczą”?